Z lotniska do stolicy wyspy Rodos prowadziła szeroka, nadbrzeżna , wysadzona palmami droga , po lewej stronie drogi ciągnęły się plaże , po prawej mijaliśmy jasno otynkowane budynki i hotele pięknie wkomponowane w zbocza wzgórz. Następnie naszym oczom ukazały się imponujące mury obronne rodyjskiej starówki .
Po przejechaniu kolejnych 6 kilometrów, które dzieli miasto Rodos od Kalithea dotarliśmy do celu.
Nasz hotel Kresten Palace był usytuowany obok głównej drogi z miasta Rodos do miejscowości Faliraki, w bardzo spokojnej okolicy.
Jego niewątpliwa zaletą jest bardzo malownicze położenie na skarpie , przyjemne otoczenie i mnóstwo zieleni wokół.
Miejsce idealne dla miłujących ciszę i spokój, jednak umiejscowione z dala od tawern, dyskotek i podobnego typu atrakcji, więc raczej nieprzeznaczone dla nastawionych na wieczorną zabawę urlopowiczów.
Te drobną niedogodność wspaniale rekompensowały takie oto widoki.
Pachnący, pełen kwitnącej roślinności ogród otaczał rozległy kompleks basenowy.
`
No cóż, nie można mieć wszystkiego na raz.
Po zameldowaniu boy hotelowy poprowadził nas do pokoju skomplikowanym labiryntem korytarzy i przejść. W pewnym momencie straciliśmy rozeznanie w którym kierunku zmierzamy. Dwa zjazdy windą w dół , potem korytarzem w prawo, schodami w gorę, korytarzem w lewo skołowało nas do tego stopnia, że zaczęliśmy się zastanawiać ,czy kiedykolwiek odnajdziemy drogę powrotną. I słusznie. Aby trafić z powrotem do holu musieliśmy troszkę pobłądzić. Nieco później ustaliliśmy też co najmniej trzy warianty strategii dotarcia z pokoju do hotelowej restauracji. I żaden nie był expresowy.
Umieszczono nas w spokojnej, bocznej części hotelu po lewej stronie budynku głównego. Hmm... Tylko uwierzy w te ''minojskie" labirynty, skoro na zdjęciu wszystko wygląda tak zwyczajnie?
`
Pokój był przestronny, choć jego wystrój z lekka nadgryzł już czas, pod oknami kołysały się palmy, w dali za ogrodem niebieściło się morze. Palmy za oknami kołysały się tak przez nasz cały pobyt, czasem bujały się naprawdę mocno, a wieczorami zrywał się jeszcze większy wiatr. Choć mieszkaliśmy po wschodniej, czyli zawietrznej części wyspy, w ciągu dnia nie dało się w porządku utrzymać włosów na głowie , a wieczorami robiło się naprawdę chłodno.
"Na naszej półkuli ruch powietrza w wyżu kręci się zgodnie z ruchem wskazówek zegara, a w niżu w kierunku przeciwnym. Jeżeli w pobliżu siebie usadowią się wyż i niż, to wtedy dzieją się ciekawe rzeczy. Jeśli umieścimy wyż nad Bałkanami, a niż nad Turcją, to wtedy mamy blisko siebie takie dwa ośrodki, w których powietrze kręci się w kierunkach przeciwnych. Z pomiędzy nich, jak z dyszy wypada powietrze z bardzo dużą prędkością i jest skierowane mniej/więcej z północy na południe. Tak w uproszczeniu wygląda mechanizm powstawania Meltemi. Nie musicie więc patrzeć na żadne prognozy dotyczące tego czy wiatr będzie - czy może nie będzie. Wyż nad Bałkanami i niż nad Turcją - to jest jedyny warunek powstania Meltemi."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wizytę na moim blogu. Ucieszę się, jeśli pozostawisz po sobie komentarz. ;)