HOLA BARCELONA.

2014/12/19

Barcelona w mokrej pigułce. 


Planując "długi" majowy weekend w Barcelonie nie spodziewałam się upałów, ale liczyłam na przyjemną i wiosenną temperaturę, oraz sporo słońca.
Dlatego w miarę zbliżania się terminu wyjazdu z niepokojem śledziłam prognozy pogody, które nie napawały optymizmem. Nasz samolot startował ze słonecznej, lecz chłodnej Polski, by po krótkim locie wylądować w...pochmurnej i deszczowej Katalonii.  Miałyśmy trzy dni na Barcelonę  w pigułce.
Jak się okazało - dosyć mokrej pigułce.



Stolica kieszonkowców.

Pozbawione wpływu  na zjawiska atmosferyczne, postanowiłyśmy pogodzić się z losem i czekać na poprawę pogody.  Czekała nas jeszcze podróż z Girony do Barcelony, skupiłyśmy się wiec na podziwianiu krajobrazów i pilnowaniu bagaży. O pladze kieszonkowców w stolicy Katalonii dowiedziałyśmy się z internetu. Po przylocie do Hiszpanii przestrzegali nas  przed nimi właściciele wynajętego przez nas mieszkania i przechodnie na ulicy.
W metrze  i w okolicach Rambli grasują "artyści", którzy potrafią "pożyczyć" portfel, telefon, czy aparat fotograficzny praktycznie bez dotykania. Od razu napiszę, że żadna tego typu nieprzyjemna przygoda nas nie spotkała, ale po weekendowym szaleństwie na uliczkach centrum poniewierało się sporo ogołoconych z zawartości plecaków i toreb. Sprawiało to dosyć przerażające wrażenie.

Mieszkanko mam w Barcelonie!

Wysiadamy na stacji metra Jaume1. Kilkaset kroków od Las Ramblas. Wąska, odrapana klatka schodowa, ciężkie drewniane drzwi.
W niewielkim mieszkaniu panował lekki półmrok, kuchnia i łazienka miały okna wychodzące  na wewnętrzne  patio, ciemnawy salonik został na pół przedzielony oszklonymi  drzwiami. Mieszkanie miało dwie sypialnie z których jedna, ku naszemu zaskoczeniu, była całkowicie  pozbawiona okna. Na ulicę wygladał symboliczny balkonik. Dosyć nietypowe rozwiązanie, ale ponoć taki jest prawdziwy klimat warunków mieszkaniowych Barcelony.
W mieszkaniu wiekowe meble z duszą, oryginalne bibeloty i mnóstwo hiszpańskich książek. Atmosfera jak u starego wujka Katalończyka, który przed chwila wyszedł do pobliskiego baru tapas. O niebo lepiej niż w anonimowych hotelach.






"Portowa dzielnica, wszystko ma mokry smak"

Sytuacja na niebie nie przedstawiała się obiecująco.
Deszczowe chmury smętnie zawisły nad miastem, a na ulicy ulicy rozkwitało coraz więcej kolorowych parasoli.


Na pierwszy ogień, czy raczej pierwszy deszcz wybrałyśmy Ciutat Vella, czyli najstarszą część Barcelony. Jako, że mieszkałyśmy przepięknie,  praktycznie w samym centrum El Bari Gotic, zachwycające  wąskie uliczki gotyckiej starówki od razu wywarły na nas ogromne wrażenie i stały się miejscem codziennych, pełnych zachwytu spacerów.



Kolejnym miejscem, które odwiedziłyśmy była Barceloneta, portowa dzielnica zbudowana w XVIII wieku, na piaszczystej, zrosłej z lądem wyspie. Barceloneta powstała, by zapewnić schronienie rybakom, marynarzom i robotnikom okolicznych fabryk. Przez lata była swoista enklawą, miastem w mieście, rządzacym się swoimi prawami, gdzie z powodu ciasnoty wielopokoleniowe rodziny żyły praktycznie na ulicy. Bardzo klimatyczna,wąskie uliczki z kamienicami upstrzonymi balkonami pełnymi prania "suszącego się" pod przeciwsłonecznymi roletami. Po wizycie w Barcelonecie już wiem, dlaczego Barcelonę nazywa się miastem tysięcy balkonów.

Port Vell, to dawny port handlowy Barcelony, obecnie przemianowany na centrum handlowo-rozrywkowe z przystanią jachtową. W Port Vell znajduje się największe w Europie oceanarium, a w jego licznych barach i restauracjach można skosztować, między innymi, doskonałych ryb czy owoców morza.


Na  nadmorskim Passeig Maritim towarzyszyło nam sine, wzburzone morze, wiatr smagał deszczem nasze przeciwdeszczowe płaszcze z folii, a gdzieniegdzie przemykali  równie przemoknięci jak my, turyści.
Nie robiłam zdjęć.
Było zbyt mokro.


La Boqueria

Ponieważ z nieba wciąż siąpił deszcz postanowiłyśmy poszukać schronienia pod bardzo znanym w Barcelonie dachem. 
Mercat Sant Joseph bardziej znany jako Mercat de  La Boqueria rozłożył się na powierzchni 2500 metrów kwadratowych w wielkiej hali obok głównego bulwaru Barcelony.
Miejscowe powiedzenie, głosi, że gdyby na świecie istniały jednorożce, to na pewno można byłoby  je tam kupić. W ponad 300  kolorowych straganach można zaopatrzyć się w produkty regionalne i egzotyczne, a wybór owoców , warzyw, ryb, mięs, serów i słodyczy,  przyprawia o zawrót głowy. Ceny na targowisku przyprawiają natomiast o pustkę w kieszeni., ponieważ na targowisko trafia mnóstwo turystów, przez co ceny są o wiele wyższe niż na pobliskim Mercat Santa Caterina, gdzie zakupy robią miejscowi. Polecam odwiedzenie obu targowisk. Boquerię, by nacieszyć oczy bogactwem kolorów, kształtów i zapachów, Caterinę aby zrobić zakupy i spróbować tapas wśród w targowym barze.





 Hola. Barcelona 

Hola! To powitanie słyszy się w mieście na każdym kroku. Katalończycy są pogodni, pozytywnie nastawieni do życia, towarzyscy i rodzinni. W Hiszpanii Katalończyków nazywa się polacos. Być może dlatego, że cechuje ich pracowitość i oszczędność, a może dlatego, że dla Hiszpanów język kataloński jest równie niezrozumiały, jak polski. Barcelońcycy, podobnie jak wszyscy południowcy są szalenie żywiołowi.
W Parku Guell  natrafiłyśmy na niesamowitą uliczną kapelę. Muzycy z zespołu emanowali tak niespotykanie pozytywną energią, a ich folkowa muzyka, miała takiego energetycznego kopa, że nad Barceloną na kilka krótkich godzin pojawiło się słońce.


Podobnie poruszającą serca muzykę tworzy Manu Chao.
Manu Chao, to urodzony na przedmieściach Paryża syn hiszpańskich emigrantów. Gringo o prawdziwie latynoskiej duszy, poliglota,  barwna postać europejskiej sceny etno, folk rocka i reggae. Można go podobno spotkać i posluchac na ulicach i w knajpach  jego ukochanej Bari Gotic w Barcelonie.
Posłuchajcie, oto "La rumba Barcelona". Po katalońsku. 


Sen ekscentrycznego architekta 

Katedra Sagrada Familia, słynne budynki: Casa Mila, Casa Battlo czy Park Guell to prawdziwe perły barcelońskiej architektury i krajobrazu, które łączy nazwisko Antonio Gaudiegio, słynnego katalońskiego architekta. Wszystkie te miejsca, to absolutne "must see" wycieczki do Barcelony, niestety rozdeptywane przez niezliczone rzesze turystów, co znacznie umniejsza przyjemność płynacą z ich oglądania.
Park Guell jest absolutnie zwariowany, poczynając od głównego wejścia, którego strzegą dwa piernikowe domki i sali kolumnowej, a kończąc na legendarnej, falującej ławce z porcelanowej mozaiki.




Falujący, ozdobiony motywami roslinnymi Casa Mila i bajkowy Casa Battlo zadziwiają różnorodnością form i niestandardowymi rozwiązaniami, natomiast zaiste imponująca, oryginalna, lecz oblepiona rusztowaniami, żurawami dźwigów i gromadami turystów Sagrada Familia w pochmurny dzień, raczej rozczarowuje, niż zachwyca. Ale to tylko moje subiektywne odczucie, być może dlatego, że nie lubię tłoczących się  tłumów



Czy Antonio Gaudiemu śnił się kiedyś rezerwat przyrody Bryce Kanyon w stanie Utah?
Trudno się oprzeć wrażeniu, ze inspiracje do swoich niesamowitych projektów mógł zaczerpnąć z górzystych krajobrazów tego amerykańskiego parku Narodowego
Bryce Kanyon w Stanie Utah

Czy to miasto kiedyś śpi?


Odnoszę wrażenie, że raczej nie zasypia.
Pomimo późnej pory po mokrych uliczkach Ciutat Vella chodzą tabuny ludzi , nie brakuje nawet rodzin z dziećmi. Na Rambli ścisk, w ciasnych zaułkach Bari Gotic gwarno, przy bardziej topowych barach kolejki oczekujących na stolik, z klubów dobiega głośna muzyka. Gdy przed świtem w centrum miasta ucichają echa nocnych zabaw , natychmiast w to miejsce pojawiają się hałasy towarzyszące zaopatrzeniu pobliskich sklepów. W takim przypadku barcelońskie, pozbawione okien sypialnie mogą mieć ukryty sens.

Barcelona posiada również inną, tą ciemniejszą stronę nocy.
Po zachodniej stronie Las Ramblas, w brudnych i zaniedbanych zaułkach dzielnicy El Raval, kilka metrów od słynnego deptaka, na ulice wieczorem wychodzą kobiety trudniące się nierządem, transwestyci, lokalni handlarze narkotyków. Co chwila podejrzane typy półgłosem proponują alkohol lub... zioła.
Choć barcelońskie władze usilnie starają się odmienić oblicze dzielnicy, jak na razie po zmroku nie jest tam bezpiecznie i bez potrzeby lepiej się tam nie zapuszczać.
O dziewczynach które pracują na barcelońskich ulicach ulica opowiada piękna  ballada Manu Chao.
,
."Me Llaman Calle" Manu Chao- "Nazywają mnie Ulica"



Magiczne fontanny

Jakby nie dość nam było wszechobecnej wilgoci, ostatniego dnia pobytu dzielnie pożeglowałyśmy w kierunku dzielnicy Montjuic obejrzeć "Magiczne Fontanny".
Obok Palau Nacional - monumentalnego pałacu -mieszczącego  swych podwojach Muzeum Narodowe Sztuki Katalońskiej, wieczorem, przy dźwiękach muzyki,  odbywa się widowisko określane jako taniec wody, muzyki i światła. 
Spod Palau Nacional spływał iluminowany, wielki wodospad, imponująca fontanna rytmicznie wyrzucała w górę podświetlane strugi wody, podniosła  muzyka wtórowała kroplom deszczu uderzającym o mokre parasole, a wszystko zlewało się w jedność nad naszymi przemoczonymi głowami. Wszystko pieknie, tylko... jakoś bardzo szybko umknęłyśmy do ciepłego i suchego metra.
Takie było nasze pozegnanie z Barceloną.




Do zobaczenia Barcelono!


Barcelona to intrygujące miasto, ale troszkę nie pozwoliło mi się sobą  nacieszyć. Być może dlatego, abym tam jeszcze kiedyś wróciła.
Hasta la vista Barcelona...

7 komentarzy :

  1. Pogoda lubi płatać figle... Mimo wszystko Barcelona na Twoich zdjęciach wygląda magicznie, chociaż odrobina słońca na pewno by nie zaszkodziła. Następnym razem na pewno będzie ładniej! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Barcelona jest cudowna na Twoich zdjęciach.

    Wszystkiego najlepszego w Nowym 2015 Roku!
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Serdeczne dzięki! Niech rok 2015 będzie rokiem wielu pięknych podroży!

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam dwukrotnie w Barcelonie. Miałam ciekawszą pogodę od Ciebie. Jestem tym miastem zachwycona i nic przykrego (kieszonkowcy) mnie też tam nie spotkało :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wąskie uliczki zachwycają i tworzę niesamowity klimat.
    Piękne miasto.
    I te kolory owoców, warzyw na targowiskach - wspaniałe.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem przekonana, że jeszcze zobaczysz Barcelonę w słonecznej odsłonie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przede wszystkim trzymam kciuki za odwiedzenie słonecznej Barcelony! Nie byłam nigdy w tym mieście i mówiąc szczerze, zbytnio mnie do niego nie ciągnie, ponieważ w Hiszpanii chciałabym zobaczyć przede wszystkim inne miejsca. Choć pewnie gdybym miała możliwość, to zawitałabym i do Barcelony :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wizytę na moim blogu. Ucieszę się, jeśli pozostawisz po sobie komentarz. ;)