2015/07/09

KOLOROWYCH JARMARKÓW...


Na dorocznym, białostockim "Jarmarku na Jana" nie znajdziemy wytworów masowej produkcji, tylko wyłącznie regionalne produkty wytwarzane przez lokalnych wytwórców: artystów, garncarzy, rzeźbiarzy ludowych i producentów żywności. Na białostockim jarmarku tradycja spotyka się z teraźniejszością, jest  ekologicznie, ładnie, praktycznie, ludowo i  zdrowo. 
Pan Janusz Laskowski, autor " Kolorowych jarmarków" nie musi już oglądać się za siebie w tamte lata, co minęły, bo kolorowe jarmarki odradzają się, wzbudzają zainteresowanie i na powrót radują oczy oraz... pustoszą portfele. Nie sposób bowiem przejść całkiem obojętnie obok wystawianych tam cudeniek i smakołyków.


Obok glinianych naczyń, dzbanków, ptaszków i wystruganych z drewna figurek piętrzą się stosy wiklinowych koszyków, kołyszą bujane fotele...







Niezwykle optymistyczne,  haftowane ścienne makatki zapewniają solidną dawkę ludowych mądrości. Pozytywna motywacja to, jak wiadomo, podstawa! 


Na straganach blisko siebie kwitną kolorowe kwiaty, te delikatne, prawdziwe oraz te trwalsze z drewna...



Na "Jarmark na Jana" przybywają również liczni producenci produktów spożywczych: zdrowych miodów z podlaskich pasiek, smacznych serów korycińskich, tradycyjnych smakowitych wędlin, regionalnych ciast. Można tu kupić doskonały sękacz lub makowiec, skosztować owocowych nalewek i zimnego kwasu chlebowego, kupić cukrowego lizaka na patyku, delektować się tradycyjnymi wyrobami z kuchni litewskiej lub tatarskiej, takimi jak wędzone na zimno lub suszone wędliny, kartacze,  pierakeczewnik, pieremiacze czy kibiny. Prawdziwy wschodnio- orientalny raj ...
















Robiącym zakupy czas umilają kataryniarze którzy zjechali do Białegostoku na Międzynarodowy Festiwal Katarynek.W rytmie wygrywanych na katarynkach dawnych szlagierów przechodnie chętniej sięgali do sakiewki, by rzucić grosik kataryniarzom, zajrzeć do wnętrza instrumentu, zrobić zdjęcie z papugą, czy pogłaskać psa.
Szczególnie sympatycznie pozdrawiam ogromnie miłego pana Petra Kozaka z Czech, który zaznajomił mnie ze sposobem  działania swojej XIX-wiecznej katarynki. 







Dziękuję za wspólny spacer. Życzę wam wam równie kolorowych jarmarków jak na Podlasiu!  

13 komentarzy:

  1. ...rzeczywiście prawdziwe "kolorowe jarmarki"...świetne zdjęcia! Moje gratulacje!
    A tego pana kataryniarza z małpką znam, był u nas w Gorzowie, w ubiegłym roku na Międzynarodowym Spotkaniu Kataryniarzy :)
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że takie kolorowe jarmarki wracają. Pewno bym tam trochę pieniążków wydała, bo było co kupić :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widać na tych jarmarkach można znaleźć wszystko... piękne rękodzieło, smakowite wyroby regionalne, a do tego czas umilą kataryniarze :) Chętnie byśmy się wybrali na taki jarmark. Świetne zdjęcia, aż chce się więcej! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ukochane przeze mnie klimaty. Na takich jarmarkach mogę spędzać życie:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniałe polskie wyroby. Może ich trochę nie doceniamy.
    Piekne są drewniane figurki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam takie jarmarki, głównie dlatego że lubię wszelkie rękodzieło i mam okazję spróbowania jakiś regionalnych potraw z którymi nie mam styczności na co dzień :) świetny reportaż

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo się cieszę, ze podobają wam się 'jarmarczne" klimaty. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam takie jarmarki, czuję się na nich jak dziecko w sklepie z zabawkami - wszystko chciałabym dotknąć i mieć:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo lubię takie jarmarki, gdzie są ludowe wyroby a nie chińszczyzna.

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajna relacja. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam jarmarki, kolorowe, z różnymi ludowymi wyrobami, smakołykami. Piękne zdjęcia Inko.
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  12. Och, marzy mi się taki jarmark.
    Kapusta kiszona w główkach? pamiętam jak ją kisiła moja Babcia. Potem przyrządzała z niej gołąbki.
    Były przepyszne. Farsz, to była kasza jęczmienna omaszczona słoninką z przesmażoną cebulką. Zero mięsa ale jaka pychotka?
    Do dzisiaj pamiętam ten smak.
    Pozdrawiam:)*

    OdpowiedzUsuń
  13. A ja Lusiu ,choć mieszkam na Podlasiu, pierwszy raz widziałam kapustę kiszoną w główkach. Gołąbki twojej babci musiały mieć niepowtarzalny smak.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wizytę na moim blogu. Ucieszę się, jeśli pozostawisz po sobie komentarz. ;)