Dziś pokażę Wam kolejny ewenement na turystycznej mapie Podlasia. Miejsce które dawniej było, dziś już go nie ma, ale dzięki temu, że nie istnieje, jest bardziej popularne, niż wtedy, gdy istniało.
Kilkadziesiąt lat temu stał tutaj drewniany most, który łączył dwa brzegi rzeki Narew na dawnej carskiej drodze z Białegostoku do Jeżewa. Most ten zaczęto budować na przełomie XIX i XX wieku, a budowa szła opornie. Wtedy pojawił się tajemniczy jegomość, który obiecał pomoc w budowie, ale w zamian za przyśpieszenie budowy, zażądał duszy tego, kto przejdzie po moście po raz pierwszy. Most wkrótce zbudowano, ale chętnych do jego przejścia nie było, postanowiono wiec puścić tędy ślepego konia. Kiedy tajemniczy jegomość odkrył podstęp, wściekł się i obwieścił, że każdy most w tym miejscu stał będzie tylko przez jedenaście lat, a potem zostanie zniszczony przez wojnę światową.
Ta przepowiednia się spełniła.
Most zbudowano tutaj dwukrotnie. Po raz pierwszy został spalony przez wycofujących się Rosjan w 1915 roku podczas I Wojny Światowej. Po wojnie most odbudowano, bo nikt nie wierzył w bajki, ale po 11 latach od zakończenia kolejnej budowy, we wrześniu 1939 roku, podczas kampanii wrześniowej, most został spalony ponownie. Niedawno pojawiły się nawet plany, aby most Kruszewie odbudować po raz trzeci, ale rozsadek zwyciężył, bo przecież nikt o zdrowych zmysłach nie będzie ryzykował III wojny światowej przez jeden, niewiele znaczący most w pobliżu malutkiej, słynącej z kiszonych ogórków wsi Kruszewo. A i tych wyśmienitych kruszewskich ogórków również byłoby szkoda...
Dziś drogę do zerwanego mostu w Kruszewie nieubłaganie pochłania natura, a sam most pełni rolę tarasu widokowego na przepływającą Narew i jej rozlewiska. Podmokłe tereny są ostoją dla wielu ptaków, a niezwykłość tego miejsca i piękno dzikiej przyrody przyciąga jak magnes okolicznych mieszkańców, rowerzystów, wędkarzy, ornitologów i poszukiwaczy śladów przeszłości. Raczej nigdy nie będziecie tam sami, choć to takie tragiczne i naznaczone przez bieg historii miejsce. A może właśnie dlatego?