Uwielbiam odkrywać takie miejsca. Otoczone aurą tajemniczości, posiadające duszę i wspomnienia. W których teraźniejszość miesza się z przeszłością. Znane od wieków, lecz skryte przed cywilizacją. Urzekające fantazją otaczającej je przyrody.
Kiedy klucząc piaszczystymi leśnymi drogami w końcu dotarłam do celu czekało mnie przyjemne zaskoczenie. Zdjęcia, które wcześniej oglądałam w internecie absolutnie nie obrazowały tego, co "Święte Miejsce" ma w rzeczywistości do zaoferowania... Jasna polanka nad zakolem rzeki, drewniany mostek w oddali, drzewa przeglądające się w zielonym nurcie strumienia i kapliczka otoczona płotem z furtką, której strzegą drewniane świątki. Pełna powagi cisza dookoła i nastrój taki, jakby w jakiejś świątyni...
" Święte Miejsce " to dawna świątynia, miejsce kultu sięgające swymi korzeniami czasów pogańskich. Nie od dzisiaj wiadomo, że nasi praprzodkowie mieli intuicję w odnajdywaniu takich metafizycznych przestrzeni. Oni odmiennie odbierali świat i byli bardziej wyczuleni na piękno i osobliwości przyrody.
Uroczysko Święte Miejsce to najprawdopodobniej taki święty gaj, lub być może święta woda, dawnych mieszkańców tych ziem- Jaćwingów. Jaćwingowie byli ludem bałtyjskim, spokrewnionym kulturowo i językowo z przodkami dzisiejszych Litwinów i Łotyszy, czczącym bóstwa ziemi, wody, ognia i ciał niebieskich.
W późniejszych czasach Uroczysko Święte Miejsce obrosło w kilka legend związanych z chrześcijaństwem.
Opowiadają one o pogańskiej drużynie Jaćwingów, która u zbiegu rzek Rospudy i Jałówki przyjęła chrzest , o kobiecie, której na polance nad rzeką ukazał się Jan Chrzciciel , o chłopie, który na pobliskim dębie zobaczył obraz Matki Boskiej.
Wszystkie te opowieści mają wspólny mianownik: drzewo (lub krzyż) wrzucane do rzeki wraca w to samo miejsce. Kto wie, czy te opowieści nie mają związku z niecodziennym zachowaniem rzeczki Jałówki, która okresowo wiosną zmienia swój bieg i zamiast wpadać do pobliskiej Rospudy, toczy swoje wody do jeziorka Jałowego?
Być może ta osobliwość hydrologiczna przyczyniła się do tego, że przez stulecia nad rzeczką Jałówką kultywowano na wpół chrześcijańskie na wpół pogańskie obrzędy. Nad rzeczkę ściągała okoliczna ludność przynosząc dary: wosk, miód, ser, do skarbonki zbierano datki, a w rzeczce Jałówce dokonywano rytualnych kąpieli. Po umyciu zostawiano na brzegu zmoczone chustki, a na krzyżach wiązano kolorowe płótna i wstążki.
Wszystkie te obrzędy przypominają cerkiewne święto Jordana, a wstążki lub płótna zawiązywane na krzyżach, to nie swoista ozdoba, lecz dary ofiarne dla duchów zmarłych, - zwyczaj wywodzący się jeszcze z czasów przedchrześcijańskich. Czy to się komuś podoba, czy nie, pewne prawosławne (i katolickie) obrzędy są żywą pozostałością pogańszczyzny, wchłoniętą lub zaadaptowaną na własne potrzeby przez oba nasze Kościoły chrześcijańskie...
Do tej pory, corocznie na świętego Jana 24 czerwca w kapliczce nad rzeką odprawiana jest msza, na którą tłumnie przybywają okoliczni mieszkańcy.
Niezwykłe...
OdpowiedzUsuńSerdeczności :)
BOSKIE!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Dziękuję bardzo!! Również pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńjako archeolog widzę związki pogańskie z kapliczka - ot, kościół chcąc zająć miejsce kultów słowiańskich, zajmował także miejsca kultów - tam, gdzie były święte głazy, kulowe wzniesienia, w świętych gajach stawiano klasztory, kapliczki i światynie...
OdpowiedzUsuńOt to jest dobry przykład Inko :)
Link do swojego bloga znajdziesz u Nas w zakładce "Blogi zaprzyjaźnione"
spodobałaś się nam...
Pozdrawiamy ;)
Interesujące miejsce. Tym wpisem zęchęciła mnie Pani do jego odwiedzenia, a mam niedaleko. Chętnie się tam wybiorę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń